Dowody na to, że za zestrzeleniem pasażerskiego samolotu malezyjskich linii lotniczych stoi Rosja Putina i to on osobiście ponosi odpowiedzialność za bezsensowną śmierć blisko trzystu cywili w tym jednej trzeciej dzieci, stają się z dnia na dzień, coraz bardziej przekonywujące. Oczywiście trudno podejrzewać, że to Putin osobiscie wydał rozkaz zestrzelenia pasażerskiej maszyny ale już sam fakt dostarczenia śmiercionośnej broni w ręce separatystów czyni go nie tylko współwinnym, co wręcz głównym odpowiedzialnym za tę zbrodnię. Zbrodnię u której podstaw stała najprawdopodobniej zwykła pomyłka (który to fakt w niczym jej nie umniejsza) i która paradoksalnie mogła mieć dużo poważniejsze, z ostatecznymi włącznie, konsekwencje dla głównego winowajcy. Ale o tym za chwilę.
Z pewnością na granicy błędu statystycznego można napisać, że pasażerska maszyna została zestrzelona przy pomocy samobieżnej baterii rakietowej BUK-M1, takiej samej jak na zdjęciu powyżej. Czterorakietowa wyrzutnia wyposażona w naprowadzający radar (to coś przypominające nieco łeb kaszalota na pierwszym planie) ma tę przewagę nad wielopojazdową baterią z wozem dowodzenia, potężnym radarem i centrum logistycznym, że do jej obsługi wystarczy kilkuosobowa załoga a poza tym, jeden pojazd jest dużo łatwiejszy do ukrycia (przy całej tej finezji dzisiejszych technik obserwacyjnych) niż spora kolumna z blisko stuosobową załogą. Niestety zaleta jest jednocześnie największą wadą. Radar pozwala co prawda namierzyć i zniszczyć każdy znajdujący się w jej zasięgu samolot nie daje jednak możliwości pełnej identyfikacji co do typu i pochodzenia maszyny.
Jeśli więc założymy, a wszystkie do tej pory znane fakty na to wskazują, że zbrodnia była wynikiem tragicznej pomyłki i Boening został zestrzelony przez przypadek, to prawem przypadku możemy zastąpić malezyjską maszynę, samolotem każdej innej linii lotniczej korzystającej w tym czasie z powietrznego korytarza nad Donieckiem. I tu w wracamy do tytułowego czepka Władymira Władymirowicza, urodzonego fuksiarza. Gdyby bowiem na miejscu zestrzelonej maszyny znalazła się np. maszyna El Al czyli izraelskich linii lotniczych, to nie byłbym taki pewien, czy Putin dalej z kamienną maską robiłby sobie z nas wszystkich kpiny. Nie, jestem przekonany, że nie byłoby codziennych obiecanek, cacanek i notorycznego odwracania kota ogonem.
Kto jak kto ale właśnie Putin wiedziałby, że Izraelczycy traktują starotestamentową zasadę "oko za oko, ząb za ząb" bardzo serio a często wręcz dosłownie i w ogólnym postrzeganiu pozostają pod tym względem w szczególnym kontraście z nacją niekoniecznie słynącą z temperamentu i bezwzględności w wyrównywaniu rachunków. Codzienne nerwowe zaglądanie pod łóżko i zasłanianie okien raczej szybko zamieniłoby kamienną maskę w grymas strachu przed tym co wiadome i nieuchronne.
PS. Z najświeższych badań Instytutu Gallupa wynika, że prezydentowi Putinowi ufa 83 proc. Rosjan. Pierwszy raz od 2008 roku Rosjanie wierzą, że ich lider prowadzi ich we właściwym kierunku. 78 proc. ludzi ufa wojsku, 64 proc – rządowi, 39 proc. – wierzy w uczciwość wyborów. 65 proc. cieszy się dużym poczuciem wolności, a 35 proc. dostrzega poprawę warunków ekonomicznych w kraju. I pomyśleć, że o mały włos i głupi przypadek, wszystko to mogłoby pójść na marne.
Kłaniam się
