Powołując się na anonimowe źródła z Departamentu Obrony w Moskwie, rosyjska agencja prasowa "Interfax" oznajmiła dzisiaj, że tajemniczy obiekt pływający, który w miniony weekend nagle wypłynął u szwedzkich wybrzeży aby następnie równie nagle i tajemniczo zniknąć w głębinach Baltyku, to nie rosyjski "Dymitr Doński" (co twierdzi rosyjski internet) lecz … holenderski okręt podwodny klasy "Mors" o nazwie "Bruinvis“. Informator miał dalej stwierdzić, że jeśli Szwedzi chcą „zaoszczędzić pieniądze podatników”, to zamiast prowadzić bezsensowne i kosztowne poszukiwania powinni się zwrócić do Holendrów, a nie niepokoić (jak zwykle) Bogu ducha winnych Rosjan.
"Bruinvis“ brał niedawno udział we wspólnych szwedzko-holenderskich manewrach jednakoż manewry zakończyły się na początku zeszłego tygodnia a feralny weekend okręt spędził pokojowo zacumowany na redzie w estońskim Tallinnie, czyli jakby nie było, kilkaset mil morskich od miejsca wydarzenia. Co też niezwłocznie oznajmił (zwyczajowo w takich sytuacjach) niemile zdziwiony rzecznik holenderskiego rządu.
Tak jak arogancja rosyjskiej propagandy już od dawna nikogo nie dziwi, tak chorobliwa wręcz obsesja w stosunku do latających i pływających statków Ich Królewskich Mości, królowej Máximy i króla Wilhelma Aleksandra jest stosunkowo świeżej daty i trudna do zrozumienia w logicznych czy też politycznych kategoriach.
O ile literacka wspaniałomyślność zacnego Onufrego Zagłoby do dzisiaj powoduje bezsenne noce kolejnych pokoleń licealistów to jednak nie sądzę aby w rosyjskim Departamencie Obrony komuś nagle pokićkały się Niderlandy z Inflantami. Niemniej już sama, nawet jeśli czysto teoretyczna, możliwość zaistnienia takiej pomyłki, musi budzić głęboki niepokój. Co im się jeszcze w tym departamencie "obrony" pokićka?
R’n’R