Lubicz Lubicz
2407
BLOG

Cysorz to ma klawe życie czyli wiele hałasu o nic

Lubicz Lubicz Polityka Obserwuj notkę 116

Jak wiadomo bycie prezydentem RP 3.0 to jest kawał niewdzięcznej i czasami nudnawej roboty. No bo co taki prezydent może? No właśnie, nic nie może. Tu coś komuś zawiesi, tam coś uroczyście przetnie, coś podpisze (lub nie), mowę wygłosi, od święta paradę odbierze i tyle tego by było. Splendor względny, zapłata taka sobie a zazdrośników od cholery i jeszcze troszeczkę. Ale taki już cesarz, czyli poprzeczkę lub dwie wyżej, to zupełnie co innego. Taki to pożyje za dwóch a jak się uprze, to nawet trzech.

Nie widzę więc nic zdrożnego, że nasz pan Prezydent, podczas zamorskich wojaży w dalekiej Japonii, zapragnął zapomnieć o swoim nudnawym jestestwie i chociaż przez chwileczkę poczuć się niczym boski Hirohito. No bo skoro była taka okazja, to czemu nie? Każdy by chciał. Zwiedzając japoński parlament, pan Prezydent postanowił udokumentować ten doniosły moment focią do rodzinnego albumu. Focią, a jakże, z cesarskim tronem (fotelem?) w tle. W tle, bo zajęcie przez niego miejsca w fotelu byłoby oczywistym świętokradztwem i sam Bóg raczy wiedzieć czym by się mogło skończyć. Japończycy kojarzą się raczej z krewkością niźli z poczuciem humoru. Problem w tym, że ten cesarski mebel, ze zrozumiałych względów, góruje nad całą salą. Tak więc, nawet jaby pan Prezydent, niczym primabalerina w balecie Czajkowskiego, zabalansował na czubkach palców, to i tak na foci miałby ten fotel (tron?) na głowie. No tragedia po prostu.  Uczynni gospodarze wpadli więc na pomysł i podsunęli panu prezydentowi zydelek. I tak oto, bez fotoshopa i potu grafików, pan Pezydent, bez obawy popadnięcia w śmieszność i łamania dworskiej etykiety, uwiecznił się był na wieki w obecności podręcznego szoguna w randze generalskiej i szlachetnego stołka Jego Cesarskiej Mości. Zgodnie z optyczną perspektywą i w należytych proporcjach w pełnym tego słowa znaczeniu. Cesarz, tron, szogun. Wszystko tak, jak powinno być. Nie do końca więc rozumiem ten powszechny rechot nad Wisłą.

Po powrocie do Warszawy, pan Prezydent, nie bacząc na jetleg i inne dolegliwości, raczył wygłosić okolicznościową mowę, która niestety też nie wszystkim przypadła do gustu. A wszystko za sprawą dość niecodziennej, jak na język polski, składni. No i tu też nie rozumiem. Ja, przyzwyczajony do niuansów i meandrów pięknej mowy Goethego, nie miałem najmniejszych wątpliwości. Opfer bringen w znaczeniu sich opfern, każdy na zachód od Odry zrozumiał bez marudzenia. Zrozumiał i wybaczył. Pan Prezydent, rozochocony dworską atmosferą i jeszcze ciepłą fotka w kieszeni - jakby to Wiech powiedział - poleciał prusakiem. Czyli Wilhelmem II oczywiście. A co, nie wolno? Wolno. Cesarzowi wszystkoooooo wolno!

Oczywiście można marudzić, że mania wielkości, że przerost ego, inne wrodzone i nabyte, rzeczywiste i urojone problemy. Można. Malkontentów i zazdrośników ci u nas dostatek, zawsze znajdzie się taki, co pierwszy po kamień się schyli. Ale tak z ręką na sercu, kto z nas nie chciałby być cysorzem? No kto? Kto z nas nie zgrzeszył pychą, ten łapkę do góry. Jest taki? Nie widzę :)

R'n'R

Lubicz
O mnie Lubicz

If I could stick my pen in my heart I'd spill it all over the stage Would it satisfy ya or would slide on by ya? Or would you think this boy is strange? Ain't he strayayange? If I could win you, if I could sing you a love song so divine. Would it be enough for your cheating heart If I broke down and cried? – If I criyiyied. I said I know it's only rock and roll But I like it. Ludzie do mie pisza :) Czy ty Lubicz złamany ch..u nie powinieneś trzymać fason jak prawdziwy komuch? Twoje agenturalne teksty (z których jesteś znany) dawno wystawiły ci świadectwo.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka